środa, 7 lutego 2018

Eyewitness - recenzja



                Zdenerwował mnie opis tego serialu na filmwebie. "Dwóch nastoletnich homoseksualistów jest świadkiem morderstwa. Postanawiają zachować to w tajemnicy, aby ich relacja nie wyszła na jaw. " Tak jakby ta relacja homoseksualna była najważniejszym wątkiem serialu. Tak jakby od początku byli w związku i jakby Lucas nie odkrywał dopiero swojej orientacji. Tak jakby liczyli się tylko ci dwaj! A przecież podążamy za kilkoma różnymi, równoważnymi postaciami, a to, że ich wątek był pierwszym w serialu nie determinuje całości! Tak naprawdę śledztwo jest istotniejsze niż romans. To dodanie "nastoletnich homoseksualistów" wygląda w moich oczach jak ostrzeżenie albo chwalenie się wątkiem z dalszego tła. Nie wiem co gorsze.



Tytułowi świadkowie.



                10 odcinkowy "Eyewitness" z 2016 roku jest adaptacją norweskiego serialu "Naoczny świadek" z 2014. Gdybym miała zgadywać, lubiący kryminały obejrzeli pewnie oryginał, bo przecież Norwegia to nie Japonia czy Korea, która wydaje się dla dużej ilości osób bardzo obca kulturowo. Sama znam tylko amerykańską wersję i nie mogę porównać, ale świetnie się bawiłam przez te kilka godzin.


O czym to?


                Serial opowiada o prowadzeniu śledztwa. Warto ostrzec, że znamy historię z perspektywy świadków, poszukiwanych, gangów i prowadzących sprawę. To znaczy, że widz wie więcej niż postacie i od samego początku zna rozwiązanie. Rozrywką nie jest samo rozwiązywanie zagadki, tylko obserwowanie jak do niego dochodzi. Jeśli ktoś nie lubi tego typu zabiegów i denerwuje się, gdy bohaterowie nie dostrzegają czegoś co on od dawna wie, uprzedzam. Ale i tak proponuję dać temu szansę. Akcja nie gna na złamanie karku, ale też nie ma niepotrzebnych przedłużaczy. Nie miałam wrażenia, że bohaterowie są głupi, bo coś za długo nie mogą wpaść na trop albo zbyt mądrzy, bo za szybko dokonali przełomu. Jak dla mnie było to idealnie wyważone. Nie zapomniano dać czasu na rozwój.


Bohaterowie


                Tak jak w każdym dobrym kryminale mamy masę barwnych, świetnie zbudowanych postaci i prócz obserwowania gry między szeryfem a głównym złym, znajdowaniem dowodów i dedukowaniem, możemy obserwować jak rozwijają się relacje. I nie chodzi tylko o relacje między Philipem i Lucasem, ale też (a może przede wszystkim) członkami zespołu (FBI, szeryf i jej zastępca). Nie miałam problemu z rozpoznawaniem postaci nawet z dziesiątego planu, wprowadzonych na jeden odcinek. Każdy dostał imię w pakiecie z charakterem. Miło nie widzieć kartonowych makiet, tylko prawdziwych ludzi.


Helen - w moich oczach najważniejsza postać.


                Jeśli miałabym wskazać główną postać, nie byliby to świadkowie, tylko Helen. Dostaje najwięcej czasu, rozwoju, charakteru, to ona pcha akcję i pokonuje najwięcej trudności. Chłopcy nie są podzieleni na stereotypowe role. To ludzie, młodzi mężczyźni, tylko że mają inną orientację. Tony, pracujący z panią szeryf, jest taki optymistyczny i zaradny, że chciałabym takiego kumpla. Kamilah i jej motywacje sprawiły, że wybaczyłam jej wszystko. Mithat skradł moje serce, ale nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego. Ryan, a raczej grający go Warren Christie, zachwyca mnie mimiką, przełykaniem, zaciśnięciami szczęki, spięciem mięśni. Nie wiem na ile to uroda aktora, ale wygląda cały czas na takiego "ściśniętego" i na granicy wybuchu. Jest jeszcze wiele istotnych postaci, ale ta mała wyliczanka chyba pokaże jak wiele rzeczy ten serial ma do zaoferowania.


Warstwa wizualna


                Kolory, prawdopodobnie w nawiązaniu do pierwowzoru, są zimne, brudne, nieprzyjemne. Pojawia się wiele ładnych ujęć, które zainspirowały  mnie do eksperymentów z fotografią i filmami. Nie rozumiem tylko dziwnego montażu, który pojawia się od czasu do czasu. Nagle spowolnienie, przyspieszenie, przeskoki. Nie przeszkadzają, ale dziwią.


Muzyka


                Chyba pierwszy raz jestem tak zauroczona muzyką w jakimś serialu. Wszystkie podpadają pod półmistyczne, nierealne tony. W sam raz opisujące zbrodnie albo zwroty akcji zbyt straszne by były prawdziwe.



 



                Polecam szczególnie  The Soft Moon - Black. Przesłuchajcie gdzieś chociaż fragment. Szkoda, że zespół oficjalnej wersji nie wstawił.



Fanserwis



                Sceny między Philipem i Lukasem są typowym fanserwisem.  Nakręcone w taki sposób, by wszystko było widać i by zainteresowani mogli się popodniecać. Tak jak w przypadku scen fanserwisowych z kobietami czy z parami hetero, dłużyło mi się i uważam, że to nie było potrzebne, ale lubiący takie rzeczy się ucieszą. Ale raczej po drugim odcinku. Na początku pocałunki i dotyk są takie krępujące i nie jestem pewna czy taki zamysł przyświecał reżyserom czy może aktorzy się krępowali.


Komu polecam?

   - Miłośnikom kryminałów i\lub dobrych historii.
   - Tym, którzy lubią oglądać ciekawie napisanych bohaterów.
   - Tym, którzy rzucają się na wszystko co związane z homoseksualistami.

Już bardzo prywatnie:

Szczerze uwielbiam wszystkich bohaterów i nie mogę wybrać ulubieńca.
Chciało mi się płakać przy końcówce. Nie byłam po niczyjej stronie, nie żałowałam bohaterów, ale jakoś identyfikowałam się z Ryanem. Chyba przez szczękę i to w jaki sposób rozmawiał z ludźmi. Te jego szybkie uśmiechy, przełykania, spojrzenia...
Chyba to pierwszy raz kiedy serial zmusił mnie do słuchania sountracku po seansie.